Wyruszyliśmy z Warszawy. Naszym pierwszym przystankiem była stolica kraju - Caracas. Można powiedzieć, że jest to miasto pełne kontrastów. Z jednej strony położone nad brzegiem morza, a z drugiej otoczone wspaniałymi szczytami gór mierzących ponad 2 tysiące metrów. Podczas naszej wyprawy podróżowaliśmy jeepami 4x4. Po dotarciu na jedno z urokliwych wzgórz, zostaliśmy poczęstowani jakimś lokalnym specjałem i rozkoszowaliśmy się zapierającym dech w piersiach widokiem Wenezuelskiej stolicy.
Naszym głównym celem było jednak Los Roques, gdzie dotarliśmy następnego dnia. Nie było to jednak takie proste, jak mogłoby się wydawać. Podróżowaliśmy trzema samolotami z różnych lotnisk i musieliśmy zmagać się z tutejszymi realiami. Jednak gdy znaleźliśmy się już na miejscu, zakończyliśmy nasz intensywny dzień pływaniem na najbliższej wyspie, a tuż po tym z czystym sumieniem mogliśmy położyć się spać.
Kolejne dni były jak z bajki. Pyszne śniadania, przechadzki do portu oraz 20-40 minutowe podróże łodzią na kolejne wyspy. Każdy spot oferował nam coś nowego. Czasem była to olbrzymia przestrzeń z płytką przezroczystą wodą, a czasem malutka 40-metrowa łacha piachu otoczona rafami. Niesamowity był również widok pelikanów pikujących co chwilę do wody w poszukiwaniu ryb.
Pogoda była wspaniała. Codziennie wiało i świeciło słońce. Wszyscy chcieli wykorzystać dobrą pogodę i dawali z siebie wszystko, robiąc duże postępy. Wieczorna kolacja była sygnałem, że czas na sen i zebranie sił przed kolejnym dniem. Czas mijał szybko i nawet nie zorientowaliśmy się, że nadeszła pora na rozstanie z tutejszym rajem. Po dotarciu do Caracas udało nam się jeszcze wyskoczyć na kolację i zjeść prawdziwy wenezuelski befsztyk, a później zaliczyć salsę z muzyką na żywo.
Nie ma jednak takich słów, które oddałyby ogrom wrażeń, które towarzyszyły nam podczas całej podróży. Każdy powinien przeżyć to na własnej skórze, dlatego serdecznie zachęcam, aby w kolejną podróż udać się razem z nami!