Na Sylwestra udaliśmy się do Wietnamu, a wraz z nami ponad 50 osób! W podziale na dwie grupy: rodzinną i młodzieżową różnymi drogami dotarliśmy do Phan Rang. Grupa "bezdzietna" odwiedziła jeszcze słynny spot w Mui Ne - tętniącą życiem nocnym miejscowość, gdzie swoje szkoły kite'owe mają liczni obcokrajowcy. Wrażenia były pozytywne, choć nie z pływania, gdyż wiatru zabrakło.
Obie grupy spotkały sie w Phan Rang. Mimo, że nie byliśmy tutaj jedynymi kitesurferami, dużego tłoku na wodzie nie zrobiliśmy. Zatoka jest na tyle duża, że spokojnie każdy znajdzie miejsce dla siebie. No i zawsze można oddalić się sporo od brzegu i posurfować na idealnch falach rafy barierowej. Wszyscy zatem napływali sie do woli.
Tajfun, który nawiedził Wietnam w czasie naszego pobytu, zapewnił nam wyjątkowe warunki pogodowe: ciągłe zachmurzenie, przejściowe deszcze, ale w zamian mnóstwo wiatru. Jedyne, co nas ograniczało w nieustannym pływaniu na kicie, to brak wody w akwenie, który podczas odpływów opróżniał się całkowicie. Włąściwie nikt nie narzekał, bo miło było się rano wyspać po hucznych kolacjach przeciągających się do późnych godzin nocnych.
Na spot rodziny woził autokar, a reszta śmiagała motorkami, które okazały się nielada atrakcją. Niestety w pobliżu spotu nie ma żadnej infrastruktury turystycznej. Mieszkaliśmy więc w centrum miasta, ale za to w najlepszych hotelach w okolicy i to położonych na samej plaży. Kąpiel w morzu tutaj stanowiła niezłe wyzwanie. Przybój tworzył bardzo silne i niebezpieczne fale, zatem dużo czasu spędzaliśmy na basenie.
Samą noc sylwestrową wykupiliśmy w jednym z hoteli i przeżyliśmy prawdziwie azjatycką imprezę - wyłącznie do 22, bo wtedy wszyscy Wietnamczycy kładą się spać, nawet w Sylwestra, bo dla nich nowy rok zaczyna się kiedy indziej. Także opanowaliśmy scenę po występach lokalnego zespołu tanecznego i impreza skończyła się w basenie, a właściwie miała swoją kontynuacje na plaży, w blasku księżyca.
Takiej nocy się nie zapomina, a na taki wyjazd trzeba się wybrac jeszcze raz ;-)