Grenadyny to najpiękniejsze miejsce na świecie, jakie do tej pory odwiedziliśmy. Jak wycięte z folderów turystycznych o egzotycznej podróży, ale wolne od rzeszy turystow, jakich spodziewałoby się tutaj zważywszy scenerię. Na szczęście trudno tu dotrzeć czarterami, a najłatwiej drogą morską, co ogranicza ilości przyjezdnych i też determinuje ich rodzaj. Wszechobecny klimat rasta dyktują na archipelagu lokalesi – ciemnoskórzy dredziarze w kolorowych piżamkach, zaciągający się towarem z St. Vincent i kołyszący w rytm piosenek Boba. Nawet w środku sezonu niewiele widzi się tu wypoczywających ludzi, tylko białe plaże z kładącymi się palmami nad lazurową wodą, gdzie majestatycznie kołyszą się jednostki pod białymi żaglami. Błękit nabiera na Grenadynach nowego wymiaru, tak wiele ma odmian i tak go wiele, że aż kole w oczy. Przechodzące raz po raz 10 minutowe burze wciąż malują nowe odcienie na niebie i odbijającej go wodzie. Powietrze jest gorące, słońce atakuje dość agresywnie, ale woda chłodzi, mimo, że i tak ciepła. Wiatr przynosi dużą ulgę w tym upale. Raj to za mało powiedziane.
Niestety wiatr nas nie rozpieszczał, mimo że właśnie powinien wiać najmocniej w roku. Bywały dni zupełnej ciszy, podczas których snorklowaliśmy, przemieszczali pomiędzy wysepkami, byczyli na bezludnych łachach piachu i piliśmy rum w plażowych barach. Jednak kiedy wiało, mieliśmy najlepsze warunki na świecie: stabilny wiatr, płaską wodę przejrzystą do samego dna bez względu na głębokość i zamknięte zatoki z chroniącymi je rafami. Może mało było miejsca na start z plaży, ale nauczyliśmy się radzić na pokładzie katamaranu, co dawało niezwykłą swobodę pływania, gdzie się tylko zamarzy. Pontony ratowały kogo trzeba, więc było bardzo bezpiecznie.
Życie na pokładzie katamaranu okazało się nie takie trudne. Fakt, że miejsce ograniczone, słodka woda, warzywa i owoce też, ale za to przestrzeń wokoło i wolność bez granic! Bujanie dało się we znaki tylko na początku. A było porządne na otwartych wodach. Potem organizmy wydawało się, że uległy... a może to zbawienny rum pomógł? Ogólnie nie miało to znaczenia, bo byliśmy w najpiękniejszym zakątku naszej Ziemi. Z pewnością powrócimy tu, a właściwie będziemy wciąż wracać, jak nie pod żaglami, to zawsze z wielką przyjemnością we wspomnieniach.